Przykłady dowcipów, które bawiły naszych przodków. Pochodzą z czasopisma “Bocian” z końca wieku XIX.
Na korytarzu
Stara panna: Panie, to już nie do wytrzymania! Pański pies szczeka całą noc.
Stary kawaler: Za to w dzień nie rzępoli na fortepianie.
Na balu
- Powiedział mi, proszę mamy, że świat był pustynią, nim mnie poznał.
- No, to teraz już pojmuję, dlaczego tańczy jak wielbłąd
Na balu
- Ach, cóż za wściekłe nudy na tej zabawie!
- Wiesz pan co? Wynieśmy się cichaczem!
- Chętnie – ale ja nie mogę!
- A to dlaczego?
- Bo ja jestem gospodarzem tego domu!
Podczas walca
- Może mi pan wyświadczyć pewną grzeczność?
- Ależ jaką?
- Niech pan teraz zacznie mi deptać lewą nogę, bo prawą już ledwie czuję.
***
- Gdybyś pani wyszła za mnie, nosiłbym panią na rękach!
- Daj pan spokój – pan siebie nie możesz unieść na nogach, a nie dopiero mnie na rękach.
***
- Cóż to – podobno ci żona uciekła?
- E, gorzej – już wróciła!
***
W małżeństwie grunt to dobry żołądek – szczególnie wtedy, gdy żona sama gotuje.
***
- Jaka jest największa kara za dwużeństwo?
- Dwie teściowe.
***
- Prosisz pan zatem o rękę mojej córki?
- Tak panie i mam pewne nadzieje…
- O ile mi się zdaje, nie posiadasz pan żadnego majątku?
- Tak panie, ale spodziewam się.
- Po kim jeśli wolno zapytać?
- Po moim teściu, łaskawy panie.
***
Żona: Wyobraź sobie, otrzymałam przed chwilą anonim. Jakiś zuchwalec nazywa mnie plotkarą, gęsią nie mającą pojęcia o gospodarstwie, słowem istotą zdolną myśleć tylko o fatałaszkach… i ty nic na to?
Mąż (po namyśle): To musiał pisać jakiś dobry znajomy.
***
Barometr w pożyciu państwa x wskazuje burzę, ale przy publicznych spotkaniach małżonkowie starają stawiać się za wzór jedności i zgody.
- Ja i mój mąż – szczebiotała raz pani, chcemy pozować razem jakiemuś malarzowi.
***
Mąż: Wiesz o tem moja duszko, że król Salomon miał trzysta żon i siedemset nałożnic? I cóż ty na to?
Żona (wzdychając): Że ty byłbyś nędznym Salomonem
***
Kucharka (do swojego pana): Jacy ci mężczyźni fałszywi. W kuchni pan pokrywa moje włosy pocałunkami, a przy stole klnie pan z powodu jednego włosu w rosole.
***
Pani: Cóż, zawiozłaś ten garnek mleka szczęśliwie?
Sługa: Tak jest, tylko jak wsiadałam do wagonu, spadło mi wieczko i nie było czasu go podnieść.
Pani: I nie rozchlapało ci się mleko?
Sługa: Gdzieby zaś, proszę pani, przez całą drogę siedziałam na garnku!
Zaczerpnięte z:
A. Lisak, Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku, Warszawa 2009